piątek, 30 czerwca 2017

Mapa nie jest terytorium. Mój ostatni post na Blogspot

Zaspałam. Od 4:05 przy mojej głowie rozlegał się dźwięk kilkunastu budzików po to, żebym ostatecznie wstała po 8:30. Cholernie mi się nie chciało, ale świadomość, że byłam umówiona na 9:30 na drugim końcu miasta, postawiła mnie na nogi. Jak zawsze pomaszerowałam do kuchni, zrobiłam kawę, zaczęłam szykować śniadanie. Nic ciekawego, od dobrych kilku miesięcy wygląda tak samo i za każdym razem smakuje mi jeszcze lepiej. Zapomniałam dokupić szpinaku, a przecież to on odgrywa kluczową rolę w moim omlecie. No cóż, położyłam te 5 liści, które zostały w paczce i zjadłam z psychicznym niedosytem. Ogarnęłam się, po 10 wyszłam z mieszkania. Koleżanka poprosiła mnie o podwiezienie dokumentów do jej babci, lekko spóźniona trafiłam na wskazany adres. Jak się okazało - niewłaściwy (DZĘKI, NOWAK). Pani Babcia pokierowała mnie dalej, jednak moja orientacja w terenie pozostawia wiele do życzenia i jeszcze bardziej zbłądziłam. Zaczęło padać. Wiecie? Mam szczęście do spotykania dobrych ludzi we właściwym czasie. Podszedł do mnie - jak się później okazało - człowiek, zajmujący się najmem kamieniczek, po których sobie krążyłam. Nie znał nazwiska Pani Babci, więc zasugerował, że to pewnie nie ten numer... (No jak, panie, nie ten numer, mam adres, chyba kobieta wie, gdzie mieszka). Stwierdził, że poszuka ze mną tego mieszkania, bo jak dało się wyczuć, szukanie Pani Babci i cała ta sytuacja, wywołała w nim więcej ekscytacji niż we mnie. Jeden budynek, drugi, w końcu trafiliśmy na taki, którego opis zgadzałby się z tym, czego miałam szukać. Jedna klatka, druga klatka, w końcu pojawił się magiczny numer - mieszkanie 27. Hello, I'm home. Dzwonię. Cisza. Dzwonię jeszcze raz. To samo. SMS: "Korta, gdzie jesteś?" ... Nie ten adres. W końcu po kolejnych kilku minutach odnalazłyśmy się z Panią Babcią. Faceta od kamieniczek rozpierała wewnętrzna duma. Czuł, że dobrze wypełnił swoją rolę przewodnika, chociaż gdyby Pani Babcia nie wyszła, to przeszlibyśmy całą ulicę. Lubię poznawać nowe miejsca, więc tak czy siak byłoby ciekawie. Rozpadało się na maksa. Do przystanku kilkaset metrów, więc moje włosy z wyprostowanych sznurków, wróciły do pierwotnej postaci sprężynek. Carrie Bradshaw. Uwielbiam Carrie, aczkolwiek kręcone włosy to nie jest to, czego szukam. Podjechałam na siłownię. Rozładował mi się telefon. Nie lubię treningów bez słuchawek na uszach, ale się zmusiłam. Nie było takiego funu jak zawsze, ale trening zaliczam do udanych. Wyszłam, padało intensywnie jak przedtem. Nie zgrałam się z zielonym światłem, więc przegapiłam autobus. Nie lubię czekać, więc stwierdziłam, że przejdę się na drugi koniec Półwiejskiej, skąd pojadę sobie tramwajem. Dotarłam na miejsce, licząc, że może akurat pojedzie autobus, który podwiezie mnie pod mieszkanie. Odjeżdżał za 13 minut, więc stwierdziłam, że szybciej będzie pieszo. Kierowcy zwykle są uprzejmi i nie wjeżdżają dziko w kałuże, jednak czasem trafisz na takiego, który chce zapewnić Tobie filmową scenę. Dziękuję, kierowco, że trafiłam na Ciebie kilka metrów od mieszkania, dałeś mi okazję, żeby się przebrać. To lepsza opcja niż gdybyśmy na siebie trafili podczas mojej drogi do pracy. Przebrałam się, zrobiłam sobie jedzenie, siedzę, spisuję to wszystko z uśmiechem na ustach.

 Miałam świetny dzień. Te wszystkie incydenty mogłabym określić mianem problemów. Ten dzień mogłabym nazwać złym. Mogłabym powiedzieć, że nie należy do mnie. Mapa nie jest terytorium. Różne rzeczy mogą przybierać różne znaczenie, w zależności od tego, jak je sobie przedstawimy. Miałam świetny dzień i będę mieć jeszcze lepszy. Tobie też takiego życzę.










Kasia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz